Siostry Franciszkanki z Lasek, które pracują z dziećmi niewidomymi, założyły w Indiach, w Bangalore mały ośrodek dla dzieci niewidomych z bardzo biednych rodzin. Jest tam też wiele dzieci z domów dziecka od Matki Teresy z Kalkuty.

W 1994 roku wyjechałam do Bangalore na 3 miesiące i już w trakcie tego pobytu byłam pewna, że chcę tam wyjechać na dłużej. Zaraz po powrocie do Polski złożyłam aplikację o wizę pobytową, ale trzeba było czekać wiele miesięcy, bo nie jesteśmy tam mile widziani. W końcu się udało i 23 sierpnia 1995 roku wyjechałam. Początkowo myślałam, że może na rok, góra dwa.

Po roku pobytu w Indiach trafiła do nas w siedmioosobowej grupie z Kalkuty od Matki Teresy prawie ośmiomiesięczna Schola. Jej stan był, co najmniej ciężki. Ważyła 4 kilogramy. Miała zapalenie płuc i zapalenie uszu takie, że ropa z krwią ciekła jej po szyi. Miała też bardzo intensywne biegunki, jak później się okazało na tle alergicznym. Pojechaliśmy z nią do szpitala i lekarz stwierdził, że nie daje jej więcej życia jak tydzień. Powiedział, że ktoś powinien objąć ją indywidualną opieką. Zdecydowałam się być z nią.

Spała może dwie godziny na dobę, pozostały czas to: płacz, biegunki i wymioty. Po tygodniu takiej opieki nad nią byłam tak zmęczona, że i ja zaczęłam wymiotować, ale właśnie wtedy byłam już pewna, że chcę ją zaadoptować i pierwszy raz wyraziłam głośno swoje myśli. Skwitowano to mniej więcej: „cóż to tak ze zmęczenia plecie”. Ale ja wiedziałam swoje. I właśnie wtedy zaczęło się nasze wspólne wędrowanie.

Powoli odkrywałam jej kolejne niedomagania. Gdy miała rok okazało się, że przewlekłe zapalenie uszu spowodowało całkowitą głuchotę. W wieku dwóch lat zauważyłam, że jest nie tylko bezmleczna, ale i bezglutenowa. A na jej nieszczęście w Indiach nie znają tej choroby. Pozostało mi tylko karmić ją ryżem i kukurydzą z odrobiną warzyw. Ufałam jednak, że skoro przeżyła start swego życia i robaki nie zdążyły jej zjeść na ulicy, to przeżyje. W zasadzie to każdy dzień przynosił coś nowego, ale Schola jest silna i nawet, gdy miała 3 lata nie poddała się tyfusowi i zapaleniu płuc, które zaatakowały ją jednocześnie. Stwierdziła: „teraz to już szkoda”.A poza tym jest takie powiedzenie: „Jak cię coś nie zabije to cię na pewno wzmocni”.

W międzyczasie wciąż szukałam możliwości adopcji Scholi. Nikt nie chciał ze mną o tym rozmawiać tłumacząc, że między Polską a Indiami nie ma żadnych konwencji. Ja byłam głucha na te słowa. Jeździłam od agencji do agencji adopcyjnej. Bezskutecznie. I kiedy Schola skończyła 3 lata znalazłam kobietę, która wlała we mnie iskierkę nadziei. Okazało się, że Aloma Lobo jest szefową jednej z agencji. A poza tym sama zaadoptowała troje dzieci. Kiedy spotkałyśmy się, nie miała pomysłu jak mi pomóc, ale poleciła mi swojego prawnika. On zaś wymyślił coś takiego, że skoro jestem dłużej niż 3 lata na wizie pobytowej, to mogę tak jak obywatel Indii dostać opiekę prawną nad Scholą i na tej podstawie otrzymam wizę, aby mogła przyjechać do Polski. Połknęłam ten haczyk i zaczęłam załatwiać wszystkie dokumenty. Nasz konsul odmówił wizy dla Scholi, ale na szczęście ambasador stanął na wysokości zadania i nie wiem jak to zrobił, ale załatwił jej kartę pobytu czasowego, chociaż Schola powinna przynajmniej rok być w Polsce na wizie pobytowej, aby otrzymać taką kartę.

Po tym wszystkim, gdy Schola miała 4 lata i 3 miesiące 15 kwietnia 2000 roku przyjechałyśmy do kraju. I tu się okazało, że nie mam nic, bo nasze sądy nie uznały wyroku wydanego na terenie Indii. Kolejne 2 lata to walka o przetrwanie. Gdy po roku udało się załatwić obywatelstwo, byłam pewna, że najgorsze już za nami, chociaż adopcja trwała jeszcze kolejny rok. Sądy rodzinne zaczęły sugerować, że tak chore i niepełnosprawne dziecko lepiej wziąć tylko w rodzinę zastępczą i zostawić sobie furtkę… Ja zaś skwitowałam to tylko jednym zdaniem: „biorę dziecko na dobre i na złe, a nie dla pieniędzy”. I chociaż cała ta walka o Scholę trwała 5 lat, to warto było, bo jesteśmy razem już 13 lat. Oczywiście nie żałuję tych doświadczeń, ale uważam, że wiele z tego, to niepotrzebne tracenie energii, którą by można dziecku poświęcić.
Obowiązek szkolny realizuje w szóstej klasie w Szkole Podstawowej Specjalnej przy ul. Karolkowej w Warszawie. Porozumiewa się niektórymi znakami migowymi i w małym zakresie alfabetem Lorma dla dzieci głuchoniewidomych. Jest dzieckiem bardzo radosnym dążącym do kontaktu z drugim człowiekiem. Ma doskonały kontakt ze swoim psem. Rumba to pies asystent osoby niepełnosprawnej. Schola uwielbia place zabaw, w sposób szczególny różnego rodzaju huśtawki. Jest dzieckiem bardzo dobrze rozwiniętym ruchowo i potrzebuje tego ruchu bardzo dużo. Lubi spacery. Uwielbia wodę, toteż pobyt nad morzem jest dla niej wielką frajdą.Lubi jazdę konną. Integracja sensoryczna to dla niej wielka nagroda i fascynacja.

Schola jest jednak dzieckiem bardzo niepełnosprawnym i dlatego wymaga ciągłej opieki lekarskiej, a przede wszystkim rehabilitacji takiej jak: logopedia, integracja sensoryczna, hipoterapia, basen. Jej szansą rozwoju jest ciągła stymulacja. Na przykład dzięki treningowi uwagi słuchowej metodą Tomathisa, Schola znacznie lepiej funkcjonuje zarówno w sytuacjach życia codziennego jak i w szkole.